Recenzja filmu

Anna (2019)
Luc Besson
Sasha Luss
Helen Mirren

Skok na kasę

Kręcąc "Annę", Besson ewidentnie próbował podłączyć się pod modę na opowieści o twardych kobietach, które doskonale odnajdują się w zdominowanych dotychczas przez mężczyzn gatunkach filmowych.
Desperackie czasy wymagają desperackich działań. Luc Besson najwyraźniej postanowił postąpić zgodnie z tą maksymą i odgrzewa kotlety z nadzieją, że skoro kiedyś odniósł sukces "Nikitą" czy "Lucy", to teraz, kiedy jego imperium rozsypuje się w proch, też tak będzie. Niestety Besson postanowił zignorować okrutną prawdę: skoki na kasę nie sprawdzają się, jeśli poza desperacją nie stoi za nimi nic więcej.


Gdyby Besson nie czuł presji czasu (i pieniędzy), gdyby na spokojnie rozwijał pomysły stanowiące punkt wyjścia "Anny", to z powodzeniem mógłby nakręcić na ich podstawie nie jeden, a dwa udane filmy: pierwszy to buzujący adrenaliną szalony akcyjniak, drugi to klimatyczny dramat szpiegowski w starym, dobrym stylu. Niestety Besson skleił wszystko na chybcika, wykorzystał niedopracowane koncepcje, nie zastanowił się nad sensownym łączeniem poszczególnych elementów. Działał impulsowo i miejscowo. Jeśli dana sekwencja wydawała się w porządku, umieszczał ją w filmie i szedł dalej. Dlatego też obok siebie znajdują się sceny wyjęte z różnych porządków, niespójne logicznie i frustrujące dla widza.

Doskonałym tego przykładem jest już sama konstrukcja głównej bohaterki. Skomplikowana intryga szpiegowska w czasach przemian ustrojowych w Rosji końca XX wieku sugeruje, że tytułowa Anna miała być jedną z tych tragicznych postaci, które stały się więźniami okoliczności, niewolnikami systemu. Jest jednak inteligentna i po mistrzowsku wyszkolona, podejmuje więc nierówną walkę na licznych frontach, szukając szpary, przez którą może umknąć na wolność.


Nie jest to najbardziej oryginalny pomysł fabularny na świecie, ale za to bardzo pojemny, umożliwiający tworzenie wielu fascynujących i mocno zróżnicowanych historii. Niestety u Bessona bardzo szybko zostaje on sprowadzony do poziomu "Anna jest piękną kobietą". I nie jest to dla reżysera jedynie cecha postaci, a jedno z głównych kół zamachowych rozkręcających akcję. Bo wszyscy w filmie zachowują się tak, jakby Anna była superbohaterką, a jej niezwykłą mocą były feromony, które sprawiają, że wszyscy w jej otoczeniu tracą dla niej głowę. Anna skrzętnie wykorzystuje to dla własnych celów, ale jednocześnie pozostaje typową romantyczną heroiną przeżywającą egzystencjalne katusze, bo wszyscy się w niej bez pamięci zakochują.

Kręcąc "Annę", Besson ewidentnie próbował podłączyć się pod modę na opowieści o twardych kobietach, które doskonale odnajdują się w zdominowanych dotychczas przez mężczyzn gatunkach filmowych. Można wręcz odnieść wrażenie, że Francuz próbuje przypomnieć widzom, że kręcił takie obrazy na długo, zanim Hollywood uznało je za "trendy". Problem jednak w tym, że "Anna" wcale nie wygląda na film, który mógłby spodobać się kobietom. Jest to raczej dziecko minionej, szowinistycznej epoki, a kopiąca facetom tyłki heroina jest fetyszem, ucieleśnieniem męskich fantazji o pięknej dominie, która przejmie nad nimi kontrolę, stając się w ten sposób źródłem erotycznej stymulacji. I choć w filmie znajdziemy kilka fajnych, efekciarskich scen, w których bohaterka bez problemów rozprawia się ze zgrają tak zwanych samców alfa, to jednak więcej czasu Besson poświęca na kontemplowanie jej fotogenicznej fizjonomii, sprowadzając ją do roli żywego manekina. Uczynienie z bohaterki modelki to sprytny pomysł, który pozornie usprawiedliwia takie jej traktowanie przez reżysera. Jest to jednak zabieg zbyt oczywisty, by ktokolwiek uwierzył, że naprawdę względy artystyczne miały tu pierwszorzędne znaczenie.

Na zatracenie poszła też niezła skądinąd intryga szpiegowska. Potencjalnie mogła to być naprawdę fascynująca opowieść o partiach szachów toczonych jednocześnie na wielu planszach, gdzie pionkami są żywi ludzie, a stawką wpływy polityczne, władza, pieniądze oraz osobista wolności. Besson sprowadził to jednak do kilku fabularnych wolt, które później za każdym razem pieczołowicie odtwarza, wyjaśniając krok po kroku, jak do nich doszło. Za pierwszym razem takie podejście intryguje. Za drugim wciąż wydaje się chwytem interesującym. Później, kiedy weźmie się pod uwagę wszystkie inne niedopracowane i nie zawsze pasujące elementy, już tylko męczy.

"Anna" sprawia więc wrażenie, jakby była playlistą wszystkich reżyserskich chwytów i manieryzmów Bessona, które sklejone zostały w jedną niepasującą całość, a widz musi to "binge'ować" w narzuconej przez Francuza kolejności. Nie stanowi to najlepszej wizytówki reżysera. Nawet jeśli po filmie rozsiane są elementy sugerujące, że Bessona wciąż stać na nakręcenie dobrej, pełnej akcji opowieści sensacyjnej.
1 10
Moja ocena:
3
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones